po kruchym lodzie ignorancji
oddalam się wciąż w nieznane
pod powiekami obcego snu
przemycam swoje ja
wracam między małe radości
dni pachnących szarzyzną
gdzie swoje imię
otrzymam wreszcie dla siebie
myślałem
łatwo rzucić bardzo długi cień
przedłużyć wypadkową prawdy
odnaleźć piękne jutro
myślałem
łatwo zdobyć najwyższy szczyt
pomiędzy zabieganiem
utrzymać balans bieli i czerni
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz