przygodni
znajomi
których
spotykam między odcieniami
wielu
dni pokrytych patyną szarości
noszą
w zawistnych spojrzeniach
ławice
burzowych chmur
nieodłączne
emblematy istnienia
na
dnie drabiny społecznej
z
klatek myśli uwalniają
chmary
motyli czarnych snów
sczerniałymi
uśmiechami
parafują
swą niechęć do świata
mylą
często sobotę z niedzielą
ich
opowieściami
można
klozety wytapetować
bądź
otchłanie piekła
gdy
świat tańcuje
z
zadzierzgniętą bez refleksji
pętlą
apokalipsy
zagmatwani
heretycy
mitomanii
wszelakiej marki
biją
brawo
wysłannikom
Lucyfera
To prawda. Taki przygodny znajomy z natury egoista pasożytuje na wszelkiej sensacji i zaciera ręce z niepowodzeń innych z dna drabiny, im niżej tym większa sensacja.
OdpowiedzUsuńAutentycznie... Powiem więcej: zacierają ręce na widok słabszego - pełni najgorszych odruchów. Pozdrawiam Cię i życzę miłego dnia :)
OdpowiedzUsuń