przychodzisz
skoro świt
wystrojona
w szyfony ciszy
a zdumiona
noc
szeroko
otwiera powieki
stary lubieżnik
księżyc
przez
swoje różowe okulary
nieproszony
zagląda
aż na dno
twojej duszy
przychodzisz
niespodzianie
spłoszona
niczym sarna
z
pasemkami roztkliwienia
we
włosach
ledwie
nadążam
za twym
rozochoceniem
skomleniem
serca
pośród
płonącego ciała
nie wystarczy
ogromny
worek lodu
byś wróciła
do ubiegłej
ciepłoty
ciała
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz